Całe życie bałem się mówić
O tym co ważne, a co bez znaczenia
Myślałem, że z każdym słowem staję się słabszy
I że łatwiej będzie mnie skrzywdzić
Jak Indianin wierzący
Że zdjęcie skradnie jego duszę
Wystarczyło, że w dzieciństwie
Ktoś zaśmiał się kilka razy
A ja myślałem, że śmieje się ze mnie
Nie rozumiałem, nie wiedziałem, bałem się
Więc pomyślałem „nie”
Nie można mówić o świecie i miłości
O marzeniach, pasji, radości i emocjach
Trzeba obrastać pancerzem stalowym
A pięści mieć zaciśnięte i żelbetowe
I tak gromadziłem w sobie strach
Oraz niepotrzebny balast
Który nie pozwalał mi iść dalej
Ale na szczęście wszystko pękło
W bólu i trzasku łamanych iluzji
Świat krzyczał mi prosto w twarz:
„Nie jesteś już sobą!!! Kim jesteś???”
Dziękuję Ci Świecie za kolejną lekcję
Za to, że mogę znowu stać się dzieckiem
Za łzy lecące z mych oczu
Za krew sączącą się z ran
Złamane serce
Zwichnięty umysł
Za śmiech i płacz
Za spojrzenia i dotyk dziewczyn
I uśmiechy dzieci
Za niebo nad głową
I za słońce w sercu
A przede wszystkim za to
Że znowu chcę mówić bez strachu
Każdemu - Wszystko